Minusy życia w podróży
Ten wpis powstawał od niemalże roku – pisałam go na kolanie w Niemczech, Włoszech (aktualnie) i kto wie gdzie jeszcze. :)
Grudzień 2017.
Berlin, Paulstraße. Jest 3:49, a ja wciąż nie mogę zasnąć. Postanowiłam zatem napisać o minusach w podróży. Skąd pomysł na ten wpis? Czy podróże mają jakiekolwiek minusy?! Już wszystko wyjaśniam…
Przez ostatnie 6 miesięcy leciałam samolotem 24 razy. Czyli 24 razy przechodziłam przez security check. Kilkukrotnie pokazywałam swój paszport. Kilkukrotnie robiono mi zdjęcia. Jeden raz stałam ze łzami i przerażeniem w oczach, bo wszystkie bagaże wyjechały. Wszystkie oprócz naszego. I to na najgorszym lotnisku z możliwych, w Havanie – bez sklepów, wolnego rynku i dostępu do Internetu. Byłam bez ubrań adekwatnych do pogody i sprzętu fotograficznego niezbędnego do pracy. Stałam tam w jeansach i butach sportowych, które chciałam już zdjąć, bo miałam je na sobie od ponad 30 godzin.
Na lotnisku w Toronto zostałam dokładnie przepytana, po co byłam na Kubie, ile dni tam spędziłam i jaką mam pracę w Polsce, że mogę podróżować.
Dlaczego piszę o tej godzinie, zamiast spać? Powód jest prosty i zarazem bardzo męczący. Niech będzie numerem 1 na mojej liście minusów życia w podróży. Oto on…
#1 Jet lag
Jeszcze dwa dni temu nie miałam pojęcia, czym właściwie jest zespół nagłej zmiany czasowej. Myślałam, że po prostu lecisz na inny kontynent i, w zależności od kierunku, bardzo nie chce ci się spać lub bardzo chce ci się spać. Co za ignorancja!
Objawy Jet lag:
- zaburzenia snu,
- niemożność skupienia uwagi,
- krańcowe zmęczenie,
- zaburzenia apetytu i zaburzenia żołądkowo-jelitowe,
- złe samopoczucie,
- dezorientacja,
- senność,
- ból głowy.
I wyobraźcie sobie, że wszystkie te objawy dotykają Was nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak właśnie się czuję. Od ponad 40 godzin nie mogę spać albo śpię za długo, nie mogę patrzeć na jedzenie i jednocześnie jestem cholernie głodna, nie ogarniam dnia, siebie, pracy ani niczego. Błagam, niech to się już skończy.
#2 Kłopoty z cerą
Odkąd wyleciałam pierwszy raz w egzotyczne miejsce na dłużej niż tydzień, okazało się, że moja cera w przeciwieństwie do mnie niekoniecznie lubi gorący klimat. Podczas każdego wyjazdu przychodzi kulminacyjny moment, w którym naskórek zaczyna sie buntować: przestaje złuszczać się naturalnie sam z siebie, a pory zaczynają się zatykać. Jest to dość problematyczne, ale po konsultacji u specjalisty doszliśmy do wniosku, że winą częściowo możemy obarczyć zabiegi z użyciem lasera, który rozleniwił moją cerę. Z drugiej strony to kwestia skóry, która narażona na mocne słońce, robi się sucha. Zatem raz w roku poddaję się zabiegom złuszczania z użyciem retinolu. 3 sesje i moja cera jest idealna jak nigdy wcześniej. Szczerze polecam, jeśli borykacie się z podobnym problemem. A na co dzień stosuję mocno nawilżające kremy i obowiązkowo filtr 50SPF.
#3 Podatność na kłótnie
Jeśli nie należycie do grona rannych ptaszków, to witajcie w klubie. Ja i Mat również nie jesteśmy wielkimi fanami wczesnych pobudek. Zazwyczaj staramy się szukać lotów w godzinach południowych lub wieczornych, ale nie zawsze się to udaje. Wylot o 7:30 z Kuby? To oznacza pobudkę przed 4 rano. Wprowadziliśmy jedną zasadę, dzięki której jeszcze się nie pozabijaliśmy: nie odzywamy się do siebie rano na tyle, ile to możliwe, dopóki oboje nie dojdziemy do normalnego stanu. Bardzo skuteczna metoda.
#4 Opóźnione/odwołane loty
Opóźnione loty to standard. W 2018 roku dowiedziałam się, jak to jest mieć odwołany lot. I to dwukrotnie! Wybieraliśmy się do Azji w podróż życia (żartuję z podróżą życia, ale trwała aż 3 miesiące). Pobudka o 3 nad ranem. SMS od Ukrainian Air z informacją o odwołanym locie do Bangkoku. Godzina wiszenia na słuchawce, by znaleźć alternatywne połączenie. Tyle stresu! Tyle straconego czasu! Tyle różnych scenariuszy w głowie „co my teraz zrobimy?”. W ostateczności zaproponowano nam połączenie przez Wiedeń 7 godzin później. Zgodziliśmy się i nasza podróż życia znowu nabrała realnego wymiaru. Postanowiliśmy tego nigdzie nie zgłaszać i nie ubiegać się o odszkodowanie, bo przecież ostatecznie wylądowaliśmy w miejscu docelowym i byliśmy zadowoleni, choć mocno zmęczeni. Wszystko było super do czasu… powrotu do Polski po 3 miesiącach! Co się okazało na lotnisku w Bangkoku? Że nasz lot jest odwołany!!! I znowu stres, znowu czekanie, znowu kombinowanie. Ile można? Postanowiliśmy, że ze względu na ten drugi przypadek zgłaszamy obydwa. Pisałam Wam na bieżąco o wszystkim na Instagramie, więc napiszę i tutaj.
Zgłosiliśmy się do firmy do600euro.pl, przesłaliśmy niezbędne dokumenty. Okazało się, że po 3 miesiącach nadal można domagać się odszkodowania za odwołany lot do Bangkoku, natomiast za powrotny lot odszkodowanie nam nie przysługuje ze względu na to, że lot nie był z Europy i nasz przewoźnik również nie jest zarejestrowany w Europie. Cóż… Po dwóch miesiącach otrzymałam odszkodowanie w wysokości 600 euro (pomniejszone o 25% na poczet firmy do600euro w ramach prowizji), natomiast Mat ciągle czeka na rozwiązanie, ponieważ jego sprawa trafiła do sądu. Trochę dziwne, trochę zabawne – lecieliśmy tym samym samolotem, kupowaliśmy razem bilety. Moja sprawa została załatwiona natychmiastowo przez UIA, jego jeszcze nie, ale jesteśmy dobrej myśli. :)
#5 Omijanie momentów
Wielkanoc, urodziny przyjaciółki, urodziny dziecka przyjaciółki, koncert i wiele, wiele więcej… Przez podróże omijają mnie ważne momenty dla mnie i moich bliskich. Pękało mi serce, gdy akurat nie mogłam spędzić czasu z rodziną w Wielkanoc – to były moje pierwsze święta z dala od domu. Ale pogodziłam się z tym, że wszystko jest kwestią wyborów.
Podsumowując…
Jak widzicie, podróże to nie zawsze wyłącznie piękne wspomnienia. To właśnie na wyjazdach przytrafia nam się najwięcej nietypowych sytuacji, ale jest to zupełnie naturalne – wychodzimy przecież z domu, ze swoich stref komfortu i pędzimy w nieznane – poznajemy nowy świat i odmienne kultury. Jakkolwiek dużo nie byłoby tych minusów, jedno jest pewne – kocham to robić. Zresztą kończę ten wpis, siedząc na krawędzi chodnika we włoskim miasteczku Mondragone, korzystając z wolnej chwili – Mat załatwia sprawy ze swoją babcią, a ja po prostu na nich czekam. Na totalnym chillu, zupełnie nie przejmując się tym, że jestem daleko od domu. I że wczoraj nasz samolot był opóźniony o ponad godzinę, a co za tym idzie – musimy zapłacić więcej za wypożyczenie samochodu, bo odebraliśmy go grubo godzinę od zamknięcia wypożyczalni. Cóż… zdarza się! :) Na espadrylach, które właśnie mam na stopach, jest napis „c’est la vie” i to chyba najbardziej trafna odpowiedź na wszystkie tego typu przypadku. Takie jest życie… :)
7 comments
Masz genialne klapki! :)
Takie rzeczy trzeba mieć na uwadze. Są plusy i minusy, ale chyba tych pierwszych jest więcej. :) Przy okazji, podoba mi się Twój zestaw. :)
Dla mnie minusem byłoby życie na walizkach, bez posiadania solidnej walizki! Nigdy nie mogę znaleźć porządnej torby ani plecaka, co znacznie utrudnia podróże
Też mam ten problem ;/ Na szczęście ostatnio udało mi się kupić fajny plecaczek, może nie jest bardzo pojemny, ale na całodniowe wycieczki pod miasto wystarczy ;)
Minusem, o którym napomniałaś we wstępie z pewnością jest bardzo ograniczona możliwość dostosowania do warunków pogodowych kiedy jedzie się na dłużej niż kilka tygodni – na lotniskach bagaże są bardzo szczegółowo przeszukiwane i każdy nadbagaż kończy w smutny sposób (albo odprawiony samotnie na lotnisku albo wyrzucony). Dla tych hiper przewidujących i lubiących być zawsze przygotowanym, nielada udręka
Super klapki! Gdzie można kupić takie buty?
Dla mnie jedynym minusem podróżowania jest ogromna liczna godzin w samolocie i pierwsze chwile na słońcu aby przyzwyczaić skórę do niego.
Reszta do sama przyjemność <3
no.. może jeszcze z wyjątkiem komarów w tropikach
Pozdrawiam i jestem fanką Twojego bloga który ostatnio odkryłam