Mizofonia – mówi Wam coś to słowo? :)
Dzisiaj mam dla Was bardzo nietypowy wpis, ale wiem, że nie tylko ja cierpię z powodu nadwrażliwości na niektóre dźwięki i zapewne są tu osoby, które nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że to po prostu zaburzenie, a nie Wasz wymysł, którego zazwyczaj niestety nie rozumieją bliscy nam ludzie.
Mizofonia, czyli nienawidzę słuchać odgłosów jedzenia
Odkąd pamiętam nienawidzę słuchać odgłosów jedzenia. Mlaskania, siorbania, żucia i przełykania. Chrząkania i stukania sztućcami o zęby. Nie znoszę też łapczywego jedzenia. I tego charakterystycznego “haaa” po przełknięciu jakiegokolwiek napoju. Czasami nie tylko o jedzenie się rozchodzi, bo zdarza się, że czyjś głośny śmiech lub muzyka, nad którą nie mam kontroli, drażni moje bębenki. Albo głośne, intensywne oddychanie, powiedziałabym wręcz sapanie. Do szału doprowadzają mnie też osoby obgryzające paznokcie, ale nie jestem pewna, czy to kwalifikuje się pod mizofonię – sądzę, że w jakimś stopniu tak. Kiedyś myślałam, że jestem po prostu czepialska, ale kilka lat temu dowiedziałam się o mizofonii i postanowiłam to zaakceptować i jakoś z nią żyć.
Czym jest mizofonia?
Mizofonia to po prostu zaburzenie psychiczne, o którym nie wiemy jeszcze zbyt wiele, bo zostało opisane całkiem niedawno. Mizofonia to z greckiego nienawiść do dźwięków, ponieważ “misos” oznacza nienawiść, a “phono” dźwięki. Mizofonia, czyli syndrom (nad)wrażliwości na selektywne, określone dźwięki, prowadzi do rozdrażnienia, a w skrajnych przypadkach nawet do agresji. Naukowcy cały czas badają temat i póki co wiemy tyle, że mizofonia nie jest zaburzeniem na tle nerwicowym ani zaburzeniem lękowym. Nienawiść do dźwięków najprawdopodobniej spowodowana jest przez zaburzenie reakcji mózgu związanej z odtwarzaniem wspomnień. Na mizofonię nie wynaleziono lekarstwa, jedynie terapia wchodzi w grę, ale nie mamy pewności, że na pewno zadziała.
Jak radzić sobie z mizofonią?
Nie do końca wiem, jak radzić sobie z mizofonią, ale opowiem Wam, jak to u mnie wygląda. W dzieciństwie podczas rodzinnych imprez strategicznie siadałam jak najdalej od osoby, która bardzo głośno mlaska. W życiu dorosłym nadal to robię. Nie chodzę do kina, a gdy idę, wybieram seanse o mniej uczęszczanych godzinach, bo obawiam się, że gryzienie popcornu rozwali mi mózg. Zresztą na sam widok popcornu zaczynam być poddenerwowana i modlę się, żeby osoba niosąca go nie siedziała koło mnie. Zazwyczaj wybieram miejsca w kinie w taki sposób, żeby nie siedzieć koło obcych mi osób, którym musiałabym zwrócić uwagę i przez które nie czerpałabym przyjemności z seansu. Mlaskanie przyprawia mnie o totalną nienawiść do danej osoby. Żucie gumy i towarzyszące temu odgłosy sprawiają, że jestem rozdrażniona, mam spięty kręgosłup i wrażenie, że zaraz oszaleję, więc najczęściej dyplomatycznie wychodzę z pomieszczenia, gdy nie znam osoby żującej. Gdy znam, nawet nie waham się poprosić, by natychmiast przestała to robić. Nienawidzę dźwięków, nad którymi nie mam kontroli. Gdy usłyszę drażniący dźwięk, nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, aniżeli na tym dźwięku.
Mizofonia może wydawać się błahostką lub wymysłem, dla wielu osób zresztą jest niezrozumiała, ale niestety mocno utrudnia życie. Pamiętam swoją pracę na etacie i kolegę, z którym dzieliłam biuro – ten to uwielbiał jeść śniadania przy biurku. Mlaskanie przez 20 minut każdego dnia. Wychodziłam z biura, szwendałam się bez celu, byleby tylko uniknąć słuchania niechcianych dźwięków. Z jednego mieszkania wyprowadziłam się w kwietniu, choć umowę miałam do bodajże sierpnia, ponieważ nad moją głową non stop toczyła się jedna wielka impreza każdego dnia od około godziny 22 do nawet 2 w nocy (do dzisiaj mam w głowie dźwięk butelek rozbijających się o podłogę) – nie byłam w stanie uczyć się do egzaminów ani normalnie funkcjonować, czułam przyspieszone bicie serca i przytłaczał mnie brak kontroli nad sytuacją, więc regularnie dzwoniłam po Straż Miejską. Prawie codziennie śpię w stoperach. Staram się nie jeździć komunikacją miejską. Lubię mieć ze sobą słuchawki, które w razie czego ratują mnie przed niechcianymi dźwiękami.
Niestety, mizofonia nie dotyczy wyłącznie sytuacji związanymi z obcymi ludźmi. Dotyczy również, a może i przede wszystkim tych najbliższych. Gdy jestem zdenerwowana lub rozdrażniona (np. jakąś sytuacją w pracy), a dla przykładu ktoś bliski zaczyna koło mnie przegryzać chipsy, przepraszam, tłumaczę, że to nie jego wina, ale muszę wyjść i natychmiast idę do drugiego pokoju. Zdarzają się hardcorowe dni, w których wiem, że muszę jeść sama kolację, nie w towarzystwie kogokolwiek, bo oszaleję od słuchania gryzienia czy mlaskania. Teraz, gdy piszę ten wpis, nad moją głową szaleje pewna rodzinka, której członkowie okropnie tupią i bardzo głośno na siebie krzyczą. Jest 21:51, więc mają do tego pełne prawo. Za ścianą Kamil słucha podcastu, więc proszę go, żeby nieco ściszył.
Odkąd pamiętam w moich relacjach zawsze występuje problem braku zrozumienia dla mizofonii, na którą niestety cierpię. Tak jak moja przyjaciółka czy rodzice rozumieją, że mam z tym problem i zdarza mi się wychodzić z pokoju, gdy ktoś spożywa jakiś posiłek, tak moi dotychczasowi partnerzy twierdzili, że to moje wymysły i nie potrafili do końca zrozumieć, że ja naprawdę staję się rozdrażniona od pewnych dźwięków. Niestety usłyszałam w życiu wiele przykrych słów na ten temat, że jestem czepialska, że sobie wymyślam, że nie mogę jak normalni ludzie.
Dla mnie mizofonia jest mocno ograniczająca. Mam wrażenie, że mam nadwrażliwe zmysły, że słyszę więcej i mocniej niż inni. Czuję się źle w tłumie przekrzykujących się osób. Niechciane dźwięki wywołują w skrajnych sytuacjach u mnie bardzo dużą drażliwość.
Jak złagodzić objawy mizofonii?
Co robię, by złagodzić objawy mizofonii? Staram się unikać drażniących mnie sytuacji. Do posiłków ZAWSZE włączam muzykę, nigdy nie jem w ciszy. Gdy jestem rozdrażniona, pozwalam sobie na lampkę wina lub wychodzę pobiegać lub pospacerować. Gdy muszę pracować, pod plecy podkładam sobie matę z kolcami, które kłują mnie w plecy i w ten sposób ściągają ze mnie napięcie. Najczęściej jednak staram się zająć swoje myśli czymś innym, co mnie nie drażni. Zawsze mam przy sobie słuchawki i stopery do uszu. To znacznie ułatwia mi życie. :)
Jeśli również cierpicie na mizofonię, koniecznie dajcie mi znać, jak Wy sobie z nią radzicie. Wszelkie wskazówki mile widziane!
Wszystkie zdjęcia do tego wpisu zostały wykonane na Bali w Villa Sabandari. Tu znajdziecie więcej nt. noclegów na Bali oraz tej konkretnej villi – gdzie spać na Bali?
5 comments
Ja nie jestem w stanie nawet spać obok męża słysząc jego oddech… czasami nawet sprawia mi to przykrość, bo myslalam, ze powinnam sie cieszyc, ze jest obok, a ja zakładam stopery, musze mieć ciszę absolutna. Nienawidzę dźwięku telewizora „w tle”, a niestety u niektórych znajomych to norma i włączają go jak tylko otworzą oczy. Na co dzień pracuje w open space i wracając do domu samochodem jestem wyczerpana jakbym pracowała 8h fizycznie. Nadwrażliwość na dźwięki potrafi bardzo utrudnić codzienność. Pozdrawiam!
Jejku, też mam mizofonię – drażni mnie praktycznie to samo, co Ciebie. Najgorsze były te lata, kiedy spałam w jednym pokoju z siostrą cierpiącą na astmę. Do dziś mi wypomina, że przy mnie nie można oddychać… Bardzo trudno jest komuś wczuć się w naszą sytuację.
P. S. Moja koleżanka leczy mizofonię na terapii. Podobno ma to związek właśnie z tym, że czujemy dyskomfort przez brak kontroli nad danym dźwiękiem, czujemy się nim osaczeni.
Mam to samo… Liczę na to ze medycyna idzie do przodu i w końcu wymyśla lek na to inam ulŻą…. Z tym mega ciężko żyć.. ?
Nie miałam pojęcia, że aż tak to wygląda. Szkoda, że tak niewiele osób to rozumie. Dobrze, że masz wsparcie w najbliższych, to ważne. :)
Dzisiaj dowiedziałam się, co mi jest. Sama. Mizifonia. To nie wzięło się znikąd, miałam przechlapane dzieciństwo i młodość. Moje 50 letnie życie to pasmo udręki. Moja rodzina ma mnie dość. A i ja ma dość. Najchętniej zamieszkałabym w dźwiękoszczelnym pokoju. Odgłosy jedzenia, chrapanie, tupanie, wieloletni kaszel mojego męża… Nie sposób od tego uciec. Nie mogę cały dzień chodzić w słuchawkach. Wolę stopery, przynajmniej stłumią dźwięki. Jestem zdruzgotana. A rodzina uważa mnie za mega czepialską, wręcz złośliwą i nic nie robią, aby mi pomóc, wrzeszczą na mnie. Mąż się strasznie denerwuje, gdy zwracam mu uwagę. Nienawidzi tego we mnie, ale nie robi nic, aby stłumić swój kaszel(a kaszle naprawdę głośno i bez przerwy) , kaszląc choćby w chusteczkę czy rękaw. Mam naprawdę dość siebie, ich i wszystkiego naraz. Nie pomaga relaksacja, joga. W momencie bodźca, jestem bezsilna.