Hej Dziewczyny!
Minął już ponad miesiąc od mojego powrotu z Azji, a co za tym idzie – moja opalenizna z dnia na dzień staje się coraz bledsza. Lubię być opalona, czuję się o wiele lepiej w brązie, dlatego postanowiłam działać. Zazwyczaj w przypadku braku możliwości złapania naturalnych promieni słonecznych, wybieram opalanie natryskowe, o którym pisałam Wam na blogu.
Zobacz: Opalanie natryskowe – efekty, zdjęcia przed i po
Biorąc jednak pod uwagę stan, w jakim znajdujemy się obecnie, nie wychodzę z domu, a powiedzmy sobie szczerze – korzystanie z jakichkolwiek usług kosmetycznych w tym momencie jest nie na miejscu i bardzo nieodpowiedzialne. Przecież opalenizna nie jest nam niezbędna do życia (chyba nie muszę tego nikomu tłumaczyć :P), a pozostanie w domu i nierozsiewanie jakichkolwiek bakterii już tak.
Jednak aby nie wpaść w złe samopoczucie związane z ograniczonymi możliwościami wychodzenia z domu, postanowiłam zadbać o swój wygląd. Codziennie rano wstaję, układam włosy, nakładam delikatny makijaż, ubieram się w ubrania, które nie są rozciągniętymi dresami. Wam również polecam w tym ciężkim momencie odciągnąć nieco myśli od problemów i zadbać o swój wygląd – gwarantuję, że poczujecie się o wiele lepiej. Wróćmy jednak do opalenizny. Co robię w tej chwili? Od trzech dni każdego wieczoru po kąpieli nakładam na siebie piankę samoopalającą, o której dzisiaj Wam napiszę.
Jak opalić się w domu?
Opalanie w domu
Początkowo sceptycznie podchodziłam do samodzielnego używania preparatów do opalania w domu. Dlaczego? Już Wam wyjaśniam, choć pewnie wiele z Was ma podobne przekonania i doświadczenia.
- Samoopalacza użyłam kilka razy w życiu (jakieś 10-12 lat temu) i za każdym razem żałowałam tego posunięcia – efektem końcowym były zacieki, plamy i smugi. Nigdy nie udało mi się go zaaplikować na tyle dobrze, żeby następnego dnia nie żałować tej decyzji i nie używać peelingów do usunięcia koloru ze skóry. Zdarzały mi się również próby rozjaśnienia sztucznej opalenizny przy pomocy soku z cytryny – do dzisiaj mam wątpliwości, czy to w ogóle działało.
- Nakładanie samoopalacza te kilka lat temu było udręką głównie z powodu cholernie gęstej konsystencji, która bynajmniej nie pomagała w aplikacji.
- Okropny zapach. O tym chyba nawet nie muszę pisać, prawda?
- Kolor skóry? Pomarańczowy! Czyli najgorsze, co zazwyczaj spotykało mnie po użyciu samoopalacza. Kolor mojej skóry nie wyglądał zbyt naturalnie.
Kilka lat temu koleżanki z pracy poleciły mi do opalania w domu krem brązujący, którego kolor końcowy był zbliżony do naturalnej opalenizny, ale konsystencja była gęsta i musiałabym aplikować go na skórę przez 2 tygodnie, bo efekt końcowy był dosyć słaby.
Jak widzicie – nie mam zbyt pozytywnych doświadczeń, jeśli chodzi o opalanie w domu. Zdecydowanie wolę naturalną opaleniznę, której minusem jest to, że siłą rzeczy nie jest to zdrowe dla skóry. Opalanie natryskowe również ma swoje minusy – często wysusza skórę i przez jeden dzień chodzi za nami intensywny zapach preparatu. Biorąc pod uwagę moje wszystkie doświadczenia związane z różnymi metodami pozyskania opalenizny, samoopalacz w piance, który Wam dzisiaj zrecenzuję, plasuje się wyjątkowo wysoko i ma chyba same plusy.
Pianka samoopalająca Body Tones – recenzja
Od ponad miesiąca mam w domu zestaw do opalania Body Tones, w skład którego wchodzi: rękawica do aplikacji samoopalaczy oraz samoopalająca pianka do ciała w dwóch pojemnościach: 160 ml oraz 30 ml. Większe opakowanie robi ogromne wrażenie, a trzeba przyznać, że rzadko kiedy zdarza się, żeby opakowania kosmetyków były minimalistyczne i stylowe – butelka ma bardzo ładny kolor, jest przyjemna w dotyku. W zasadzie podoba mi się cała szata graficzna opakowania i przypomina mi kolekcje modowe Kanyego Westa. Zestaw do opalania stał sobie w łazience do momentu, w którym stwierdziłam, że po mojej azjatyckiej opaleniźnie niedługo nic nie pozostanie, pora zatem coś z nią zrobić.
Opalanie w domu – dzień 1
Porządnie wypeelingowałam skórę, dokładnie osuszyłam i zabrałam się za nakładanie pianki przy pomocy rękawicy (po raz pierwszy w życiu!). Początkowo bałam się, bo nie wiedziałam, jak mocny będzie efekt i ile smug powstanie na mojej skórze, dlatego preparatu użyłam wyłącznie na nogach. Nie wiedziałam też, ile preparatu mam nałożyć i czy nakładać go bezpośrednio na skórę czy najpierw na rękawicę, a później na skórę. Wypróbowałam tych dwóch sposobów i zdecydowanie wolę nakładać preparat na rękawicę. Pianka jest biała i bardzo lekka. Szybko się wchłania, więc nie widać na skórze, gdzie została już nałożona, a gdzie jeszcze nie, co jest jej jedynym minusem. Trzeba po prostu być uważnym podczas aplikacji, ale przyznam się, że ja robię to totalnie intuicyjnie i w niektórych miejscach na pewno 2 razy przejechałam rękawicą z preparatem i… nic się nie stało. Totalnie żadnych smug! Nawet na kolanach! Efekt następnego dnia rano? Moje nogi stały się o odcień ciemniejsze, wyglądały zdecydowanie lepiej.
Opalanie w domu – dzień 2
Zachęcona efektami na nogach, postanowiłam użyć pianki samoopalającej na całe ciało. Znowu nieco się bałam aplikować ją w miejscach typu nadgarstki, dłonie, kolana, ale stwierdziłam, że YOLO i… znowu bez żadnych smug! Rano zauważyłam, że opalenizna została wzmocniona o jeden odcień, a moje samopoczucie stało się od razu o niebo lepsze! Dodam, że po nałożeniu pianki, skóra jest jedwabista – tak jakbym nałożyła na nią rajstopy w sprayu. Niedoskonałości są mniej widoczne, a skóra gładsza. Co najlepsze – preparat nie zostawia śladów na ubraniach.
Opalanie w domu – dzień 3
Trzeciego dnia również wieczorem skorzystałam z opcji opalania w domu. I znowu zachwyt!
Piankę nakładałam na całe ciało przez 5 dni i efekt końcowy jest dla mnie bardzo zadowalający. Mam super opaleniznę i wyglądam, jakbym właśnie wróciła z wakacji (dla porównania ręka Kamila, który ma ciemną karnację).
Wspominałam Wam już, że ta pianka nie pachnie tak jak kosmetyki do opalania? Pachnie bardzo delikatnie i przyjemnie. Nie wysusza skóry. Wręcz przeciwnie – nawilża ją dzięki glicerynie zawartej w składzie produktu.
Plusy? Opalenizna bez poparzeń, równomierne krycie, naturalny kolor, łatwa aplikacja, przyjemny zapach, nawilżona skóra.
Podsumowanie
Moim zdaniem pianka samoopalająca to genialny preparat, który każda z nas powinna mieć w swojej toaletce. Z każdą kolejną aplikacją preparat daje efekt naturalnej opalenizny, którą można stopniować w zależności od swoich preferencji. Nie ma efektu sztucznej opalenizny! Jest ładny, naturalny brąz. Nie trzeba mieć doświadczenia w nakładaniu samoopalacza – wystarczy użyć rękawicy, która zrobi to za nas, a efektem jest opalenizna bez smug. Produkt jest bardzo wydajny – trzeba naprawdę niewiele na aplikację całego ciała. Szczerze polecam, jeśli chcecie nabrać kolorów! :)
Do wyboru są dwa odcienie:
- Dark (do normalnej i śniadej karnacji)
- Light (do bardzo jasnej karnacji)
Ja używam dark i jeśli nie macie jakiejś wyjątkowo jasnej skóry, polecam Wam wybrać ten odcień.
Ceny preparatów są następujące:
- Pianka samoopalająca 160 ml – 119 zł
- Pianka samoopalająca 30 ml – 29 zł
- Rękawica do aplikacji samoopalacza – 29 zł
- Zestaw: pianka samoopalająca 160 ml + rękawica – 129 zł (moim zdaniem to najlepsza opcja)
Cena może wydawać się dosyć wysoka, ale weźcie pod uwagę, że tak naprawdę 129 zł (to promocyjna cena za zestaw pianka + rękawica) to koszt jednego zabiegu opalania natryskowego, a pianka wystarczy Wam na wiele aplikacji. Jeśli chcecie spróbować i przekonać się, czy preparat jest dla Was, polecam zamówić małą buteleczkę 30 ml z pianką samoopalającą, ale koniecznie zaopatrzcie się w rękawicę do nakładania preparatu – jestem przekonana, że to w niej tkwi sekret idealnej opalenizny bez smug.
Preparaty kupicie w sklepie Nutridome. Wysyłka od 100 zł wzwyż jest darmowa!
Partnerem wpisu jest Nutridome - sklep z wyselekcjonowanymi kosmetykami.
10 comments
A jak z zapachem? Ja bardzo nie lubię zapachu samoopalaczy :( Czy ten pachnie tak samo jak inne?
Zapach tego produktu nie jest intensywny jak w przypadku samoopalaczy. :)
Super pomysł! Ja już jestem strasznie blada i nie cierpię tego zimą Muszę spróbować tej pianki, bo wcześniej miałam do czynienia tylko z kremem i sprayem.
Szczerze polecam! Ja teraz używam go co 1-1,5 tygodnia i jest super. :)
Bardzo dobry sposób na opaleniznę. :) Chociaż ja też tęsknie za naturalną. Mam nadzieję, że sytuacja wnet ulegnie zmianie na plus.
Miejmy nadzieję! :)
Chyba się skuszę na tą piankę…Niestety nie lubię się opalać. Takie kosmetyki ratują mi życie <3 piękny odcień skóry bez wysiłku i dodatkowych zmarszczek hihihi. :D
Dokładnie! :)
Podoba mi się ten efekt. Może sama wypróbuję!
Szczerze polecam. :)