24.11.2017, 20:35
Wiem, że koniec listopada to niekoniecznie najlepszy moment na pisanie podsumowania roku, ale zaryzykuję. Siedzę w samolocie zmierzającym do Toronto. To moja najdłuższa podróż w życiu. Przede mną jeszcze 2 godziny lotu, a ja już totalnie nie mam co robić. Nie jestem zmęczona, obejrzałam wszystkie odcinki „Grace” na Netfixie (polecam), samolot jest totalnie pusty, a Mat śpi na naszych miejscach (serio! :D), pozostaje mi zatem pisać.
Skąd pomysł pisania podsumowania roku w listopadzie? Hmm… Kilka godzin temu próbowałam zasnąć. Nic z tego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam swój tatuaż. „17” na lewym nadgarstku. Uśmiechnęłam się do siebie. Tatuując go, nie miałam pojęcia, że 2017 będzie aż tak szalonym rokiem. Owszem, podjęłam kilka znaczących decyzji, do których musiałam dojrzeć. Ale nie spodziewałam się, że jeszcze w tym roku będę siedziała w samolocie do Toronto, a moim punktem docelowym będzie Kuba i Meksyk! Zwłaszcza, że dotychczas na wakacje jeździłam raczej raz w roku wyłącznie do krajów europejskich, a tylko w ciągu ostatnich 5 miesięcy zaliczyłam tydzień we Włoszech, kilka dni w Portugalii, ponad miesiąc na Wyspach Kanaryjskich, a teraz czekają mnie cudowne (mam nadzieję!) 3 tygodnie na innym kontynencie.
Początek roku
Pamiętam początek roku… Z ogromnym zacięciem przekonywałam dziewczyny na treningach i w zasadzie samą siebie, że ten rok będzie należał do mnie. Bo to 2017. Bo urodziłam się 17. października. Bo 17 to moja szczęśliwa liczba. Bo w to wierzę. Bo czasami to się po prostu czuje. Ludzie nazywają to intuicją. Dla mnie intuicja pomieszana jest jednak z odrobiną niepewności. Ja miałam naiwną wręcz pewność. To pewnie kwestia charakteru, a muszę szczerze przyznać, że jestem cholerną optymistką. W dodatku do przesady upartą. Cóż.
W tym roku przekonałam się o tym trzykrotnie.
Pierwszy raz, gdy wmówiłam sobie, że 2017 rok będzie mój.
Drugi raz, gdy w poniedziałek 19.czerwca stałam w korku na Moście Grunwaldzkim i postanowiłam, że następnego dnia zwolnię się z pracy. Już we wtorek złożyłam wypowiedzenie.
I trzeci raz, dokładnie tydzień później, gdy szłam przez krakowski Kazimierz na pewne spotkanie i zobaczyłam męskie, opalone plecy w białym t-shircie.
Czasami tak jest. To się po prostu wie.
Styczeń
Pierwszą połowę roku wspominam jakby przez mgłę. W styczniu rozważałam usunięcie bloga, bo statystyki leciały na łeb. A ja kocham liczby. Nie chciałam, by wpływały na mój nastrój. W ostateczności przygotowałam ankietę dla Was, moich Czytelników, i okazało się, że usunięcie bloga byłoby najgłupszym z możliwych pomysłów. Dostałam skrzydeł i zapału do pracy. Dodawałam wpisy jak szalona, niemalże codziennie!
Luty
Przez pierwszą połowę roku wstawałam o 6:30, ogarniałam się, wychodziłam do pracy, stałam w korku, spędzałam w biurze 8 godzin, jechałam na trening, ćwiczyłam, znowu stałam w korku, padnięta wracałam do mieszkania, gotowałam posiłki na następny dzień, odpisywałam na maile i ostatkiem sił dodawałam wpisy na bloga. W weekendy odsypiałam miniony tydzień i przygotowywałam sesje zdjęciowe na kolejny. I tak w kółko. Mówią na to rutyna.
Marzec
W lutym i marcu zastanawiałam się, co mogłabym robić w przyszłości, jak powinnam pokierować swoją karierą zawodową i życiem. Usiłowałam dojść do tego, co chcę robić, co lubię robić, co sprawia mi największą przyjemność. Oczywiście, bardzo lubiłam swoją dotychczasową pracę, ale spędzanie 1/3 dnia w biurze było dla mnie przytłaczające. Marzyłam o wolności, kawie na mieście z dziewczynami w samo południe i przede wszystkim pełnej swobodzie.
Wpadłam na pomysł założenia firmy z flower boxami. Bo wiecie, kocham kwiaty. Bo to coś, co fajnie się fotografuje i zawsze mega uroczo wygląda. Bo mogłabym pracować sama dla siebie, bez jakichkolwiek ograniczeń z góry. Powstało Flowers&Love. Zamówiłam próbne boxy, kupiłam mnóstwo kwiatów, zrobiłam zdjęcia. Byłam zachwycona. Zaczęłam czytać o dotacjach, konsultować się z urzędami. Wszystko było idealnie zaplanowane, ale odsuwałam w nieskończoność odejście z pracy. Dałam sobie pierwszy deadline do urodzin (czyli 17.10), a ten ostateczny do końca roku 2017. Szczerze? Sama sobie w to nie wierzyłam. Pomysł flower boxów został odsunięty w niepamięć, na wieczne nigdy.
Kwiecień
W kwietniu byłam totalnie wyczerpana i przepracowana. Marzyłam o jakimkolwiek wyjeździe, bo jestem zdania, że to właśnie z dala od codzienności łapiemy odpowiedni dystans i podejmujemy znaczące decyzje. Potrzebowałam tego.
Maj
W maju wyleciałam na Majorkę. Dystans? Odcięcie się od pracy i problemów? Skądże znowu! Nic takiego nie miało miejsca, a ja pierwszy raz w życiu wracałam z wakacji rozczarowana, z totalnym poczuciem pustki i bezradności. Nie podjęłam żadnej istotnej decyzji. Jedyne, co wiedziałam, to to, że nie jest tak jakbym tego chciała. Że nie jestem na właściwym miejscu. Że muszę coś zmienić, ale jak coś zmienić, skoro brak mi entuzjazmu?
Całe szczęście, że blog zaczął się mocno rozwijać. Dodawałam sporo wpisów. Miałam kilka fajnych współprac. Dostałam wiatru w żagle. Otrzymywałam od Was mnóstwo wiadomości prywatnych, mega pozytywnych komentarzy. To mnie napędzało do pracy, sprawiało, że nieustannie się uśmiechałam, dawało kopa i nadawało sens każdemu kolejnemu dniu – nawet jeśli był niemalże identyczny do poprzedniego i, co z góry zakładałam, następnego.
Czerwiec
Aż przyszedł czerwiec i mocno namieszał w moim życiu. Musiałam podjąć ważne decyzje w szybkim czasie, nie było czasu na zastanawianie się. Złożyłam wypowiedzenie z pracy. Stwierdziłam, że jakoś to będzie, dam radę. Rozważałam wszelkie możliwe opcje dalszej kariery zawodowej. Miałam też gotowy plan awaryjny w razie jakiegokolwiek niepowodzenia. Poznałam właściciela opalonych pleców i po miesiącu znajomości polecieliśmy do Włoch.
Lipiec, sierpień, wrzesień…
Później wszystko działo się bardzo szybko. W sierpniu byłam świadkową na ślubie mojej młodszej siostry.
Końcem miesiąca wyprowadziłam się z mieszkania, w którym mieszkałam ponad 3 lata. Powiedziałam na głos, że chcę uczyć się hiszpańskiego i we wrześniu zapiszę się na kurs językowy. We wrześniu mieszkałam już w Las Palmas i na co dzień przez ponad miesiąc obcowałam z hiszpańskim, choć przyznam, że niewiele się go nauczyłam.
Listopad
Pewnego razu zapytałam „Hej, lecimy na urodziny Karoli do Szwajcarii?”. Otrzymałam odpowiedź „Pewnie” i polecieliśmy w listopadzie świętować 25. urodziny mojej młodszej siostry w uroczym, drewnianym domku w samym środku lasu.
Końcem października otrzymałam propozycję wylotu do Londynu na prezentację nowej kolekcji marki F&F – to już druga propozycja w tym roku. Za pierwszym razem odmówiłam ze względu na pracę i planowany urlop. Za drugim razem nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie skorzystała z takiej okazji! W połowie listopada spędziłam 3 fantastyczne dni w Londynie.
W listopadzie zaprosiłam do siebie przyjaciółkę. Wypiłyśmy jedno wino, a później drugie. Kaś zapytała mnie, co to za box z kwiatami stoi w moim pokoju, a chwilę przed tym powiedziała, że nienawidzi kwiatów. Opowiedziałam jej o swoim pomyśle na firmę z flower boxami, pokazałam cały projekt. Przyznałam, że jest mi przykro, bo nie zrealizuję go ze względu na swoje plany podróżnicze, a do prowadzenia takiej firmy potrzebuję kogoś na miejscu. Jej odpowiedź mocno mnie zdziwiła. „Robimy to!”. I pracujemy nad tym od kilkunastu dni, bo w styczniu wystawiamy się dwukrotnie na targach ślubnych. Wręcz nie mogę w to uwierzyć!
W sierpniu wróciliśmy do Krakowa po weekendzie spędzonym w Warszawie. Okazało się, że jest błąd na stronie Air Canada i bilety na Kubę są w super niskich cenach. Padła decyzja: kupujemy. I kupiliśmy. A teraz siedzę w samolocie do Toronto, uśmiecham się do siebie na myśl o tym, co czeka mnie w najbliższym miesiącu i cholernie nie mogę się tego doczekać! Jestem ogromnie ciekawa, o czym napiszę tutaj za miesiąc. :)
Grudzień
28.12.2017
Grudzień niemalże przeleciał mi przez palce. Kuba, Meksyk, Niemcy, Polska. Dom. Święta. Spokój. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam chwili odpoczynku, by naładować baterie.
Cieszę się, że 2017 aż tak powywracał moje życie do góry nogami.
Przez ostatnie pół roku pędziłam na cholernie szybkim rollercoasterze. Czerpałam ogromną frajdę z jazdy, jednocześnie zamykając oczy ze strachu przed każdą kolejną ważną decyzją i krzycząc wniebogłosy, bo stale było coraz więcej dobrej zabawy i tak potrzebnych mi wówczas emocji.
Jestem wdzięczna, że przez cały rok miałam przy sobie bliskich, którzy wspierali mnie bez względu na podjęte przeze mnie decyzje, doradzali, pomagali, martwili się, sprawdzali czy u mnie wszystko w porządku, gdy byliśmy oddaleni od siebie o tysiące kilometrów i cały czas trzymali za mnie mocno kciuki. Bez nich to wszystko straciłoby swój urok.
Jak mogę podsumować 2017 rok? Zmiany są dobre, serio. Jestem na to najlepszym przykładem. Nie bójcie się ich. :)
Buziaki!
13 comments
Piękna historia. Dochodzę do wniosku że jestem w punkcie w którym Ty byłaś na początku roku. U Ciebie wszystko pieknie sie potoczylo, mam nadzieje, ze dla mnie przyszły rok będzie równie dobry. Tobie życzę aby kolejny był jeszcze lepszy niż ten który właśnie się kończy.
Kochana, w takim razie życzę Ci, żeby wszystko poszło we właściwym kierunku i mocno trzymam kciuki! <3
Asia – naprawde baaardzo sie ciesze, ze 2017 byl dla Ciebie dobry✌pamietam Twoj wpis o Majorce… cos mi w nim nie gralo, brakowalo mi Twojego entuzjazmu, powera, tego “czegos” Plamkowego? przeczuwalam zmiany?mam dobry nos do takich akcji?i wiesz co Malenka? Mysle caly czas o swoich planach…na razie nie sa zbyt przebojowe ? podjelam jednak wazna decyzje – nie wracam do pracy przez najblizszy rok! Chce byc z moimi chlopcami, patrzec jak dorastaja, czasem mnie wkurzaja, denerwuja i zalamuja, ale za kilka lat nie bede tego pamietala, i ja nie bede im potrzebna…poza tym powrot do firmy w ktorej zaszly diametralne zmiany (nie koniecznie dobre), gdzie nie wiem co mnie czeka, gdzie ktos ma mna pomiatac – sorry nie dla mnie! Musze znalezc pomysl na siebie? od prawie 9 lat zajmuje sie PRem i chyba nadeszlo wypalenie zawodowe? zawsze chcialam miec sklep z butami i torebkami
z Wloch (uwielbiam zapach skory?) ? moze wreszcie sie odwaze? Asienko kibicuje Ci z calych sil✊ jakbys szukala pracownikow to jestem chetna?? PS baaaardzo chcialabym kupic w Krk piekny flower box? mozna u Ciebie zamowic?
Podbudowałas mnie tym postem i utwierdziłas, ze zmiany sa dobre i nie warto czasami dwa razy wchodzić do tej samej rzeki- mowa o pracy. Dziekuje !???
Szczęśliwego Nowego Roku Kochana! ;)
Inspirująca historia. Ja już od dwóch lat mam dość mojego życia i zastanawiam się jak je zmienić. Brakuje mi takiego impulsu. Obiecałam sobie, że w obecnej pracy zostaję najwyżej do wakacji i potem zaryzykuję mimo, że nie mam kompletnie pomysłu na karierę.
Podziwiam :)
Oby ten rok 2018 był dla nas jeszcze bardziej pomyślny :)
Brrr, ja przygotowuję się na koszmar w 2018
Rewelacyjny wpis! Aż miło się czytało. Jak widać, chcieć znaczy móc. :) Plamko, z całego serca wszystkiego najwspanialszego w nowym roku! Kolejnych, wielkich sukcesów oraz realizacji założonych celów. :)
Widzę, że ten rok był dla Pani udany! Mam nadzieję, że następny też taki będzie !
Widzę, że to był dobry rok zarówno dla Ciebie jak i dla mnie? Oby 2018 był równie pomyślny?
Bardzo inspirujący i pozytywny wpis – jest moc! :) Podróże dają niesamowitą możliwość spojrzenia na swoje życie tak z boku i zastanowienia się co dalej. Ja w 2017 spędziłam 3 miesiące w Azji, z czego miesiąc w Korei Południowej – z całego serca polecam! W tym roku kierunek Chiny koleją transsyberyjską.
Pozdrawiam z szarego i bardzo zimnego Berlina :)
Czy wiesz może gdzie twoja siostra zakupiła kartkę: “Czy zostaniesz moją świadkową?”