Hej Dziewczyny!
Dziś mam dla Was coś, na co niejedna z Was czeka od dawna, a mianowicie wpis o kosmetykach z Tajlandii. Spędziłam tam 3 miesiące, więc miałam sporo czasu zarówno na kupowanie kolejnych kosmetyków, jak i ich regularne testowanie. A warunki do testowania były ciężkie – niekiedy temperatura dochodziła do 40 stopni Celsjusza! Dzisiaj pokażę Wam perełki, które po pierwszym czy drugim użyciu przeszły moją selekcję, a to oznacza, że naprawdę warto je kupić, będąc w Tajlandii. Zwłaszcza, że ceny produktów są równie atrakcyjne, jak ich działanie.
Zacznijmy od tego, z czego słynie cała azjatycka pielęgnacja, czyli maski w płacie (czy maski w płachcie? hmm…)! W każdym 7-Eleven (odpowiednik naszej Żabki, znajduje się na niemalże każdym kroku) znajdziecie półkę z maseczkami. Wybór jest naprawdę ogromny! Ceny wahają się od 3 zł do 10 zł. Droższych maseczek nie widziałam w 7-Eleven, natomiast oczywiście w Tajlandii są sklepy kosmetyczne, w których można dostać maseczki w wyższych cenach. Pytanie brzmi jednak “po co?”. Ja testowałam te tańsze (większość przedstawionych maseczek kosztuje ok. 3-6 zł), a poniżej znajdziecie moich faworytów.
Maseczki Natural Mask Sheet – Cucumber, Aloe i Bamboo
Wszystkie trzy są super, ale moim zdecydowanym faworytem jest Bamboo (właśnie mam ją na twarzy). Świetnie leżą, nie zjeżdżają z twarzy, płat jest odpowiednio nawilżony (nic się nie wylewa z twarzy, jeśli wiecie, co mam na myśli), w dodatku ładnie pachną. Po użyciu skóra jest nawilżona i w lepszej kondycji, niż przed użyciem. Oczywiście nie wymagam cudów od tego typu maseczek, ale azjatyckie słońce mocno wysuszyło mi cerę, dlatego każdy preparat nawilżający był tam na wagę złota. Postanowiłam przywieźć ze sobą do Polski kilkanaście maseczek – połowę rozdałam bliskim, resztę regularnie używam. Same przyznajcie, że ceny tych maseczek są bardzo atrakcyjne w porównaniu do cen na polskim rynku.
Maseczki Milatte Fashiony: Collagen, Snail i Aloe
Od razu rozwieję wszelkie wątpliwości – te maseczki mimo rysunków zwierzątek na obrazkach, są zupełnie białe. Kosztowały ok. 3 zł za sztukę. Aby mieć zwierzątka na twarzy, należy zapłacić 10 zł. Skład ten sam, więc wybór należy do Was. :)
W Azji bardzo popularne są kosmetyki na bazie śluzu ze ślimaka. Podobno składnik ten jest dobry na wszystko: działa nawilżająco, przeciwzmarszczkowo, ujędrniająco i regenerująco. Maski marki Milatte są bardzo podobne do tych marki SAEM – delikatne, na cienkiej bawełnie i ładnie pachną. Generalnie polecam.
Kolejne skarby:
- Mleczna maska Milk Facial Mask marki Le Skin
- Maska Pure Source Pearl
- Scrub do twarzy z kurkumy
- Aloesowy żel Smooto (z Japonii)
Kolejne trzy składniki, z których składa się większość azjatyckich kosmetyków, czyli aloes, mleko oraz kurkuma. O ich właściwościach polecam poczytać w Internecie, tu natomiast na szybko powiem, że wszystkie te kosmetyki są warte uwagi! Zwłaszcza maska mleczna – nigdy w życiu nie miałam tak miękkiej cery jak po jej użyciu! Żałuję, że przywiozłam ze sobą do Polski tylko jedną sztukę.
Natomiast jeśli chodzi o zastosowanie żelu aloesowego, z tyłu na opakowaniu jest 10 rysunków przedstawiających, co można z nim zrobić, m.in.
- Stosować jako maskę nawilżającą na twarz
- Używać po opalaniu
- Nawilżać paznokcie i dłonie
- Stosować na blizny i rany
- Nakładać na opuchliznę pod oczami
- Stosować na zrogowacenia skóry (np. na łokciach)
- Nakładać na wypryski
Wyczytałam, że warto wybrać kosmetyk, który zawiera co najmniej 90% aloesu. Mój ma aż 99,5 aloesu + odrobinę śluzu ślimaka. Polecam! :)
Puder Srichand
Srichand to jedna z najbardziej popularnych marek kosmetycznych w Tajlandii. Słynie przede wszystkim z pudrów ryżowych, a na zdjęciu widzicie jeden z nich. Kupiłam dwa (błękitny i zielony), natomiast zielony powoli dobiega końca, więc nie chciałam go fotografować. Z tego co zauważyłam, dla Azjatów (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) bardzo ważny jest wygląd twarzy. Przedstawiciele obu płci noszą ze sobą bibułki matujące oraz pudry ryżowe, by ani przez sekundę ich twarz się nie błyszczała. Dodam, że przy 40-stopniowym upale bywa z tym różnie. Wracając jednak do pudrów – zielony jest bardziej żółtawy i ma drobinki złota, natomiast niebieski ma odcień jasnego różu. Oba mogą być używane jako maski do twarzy (po zmieszaniu z wodą) lub jako pudry matujące twarz. Sam fakt, że zielony puder powoli dobiega końca, już o czymś świadczy, natomiast dodam od siebie, że jest bardzo lekki (niewyczuwalny na twarzy), ma przyjemny zapach i świetnie matuje.
Dwa kosmetyki must have w Tajlandii
Pora na kosmetyki, bez których nie wyobrażam sobie pobytu w Azji, a mianowicie: płyn na komary marki Soffel i maść tygrysia Tiger Balm. Komary w Azji tną jak szalone – nie da się zaprzeczyć. Nieważne, czy będziecie w mieście czy też na wyspie. Zostaniecie pogryzieni, jeśli zapomnicie spryskać się od stóp do głów preparatem zawierającym DEET (z tego co mi wiadomo, preparaty z DEET zostały wycofane z aptek w Polsce). A jak już Was pogryzą komary (bo i tak pogryzą), niezbędna okaże się maść tygrysia. Są dwa rodzaje maści – biała (na zdjęciu, chłodząca) i czerwona (rozgrzewająca). Biała świetnie sprawdzi się na ukąszenia komarów, natomiast czerwona na wszelkie bóle stawów. Preparaty na komary są w cenie ok. 4 zł (35 THB) za małą butelkę (na zdjęciu) i 8 zł (75 THB) za większą. Maść tygrysia w 7-Eleven kosztuje ok. 4 zł (35 THB).
Krem do rąk i pomadka do ust marki Sabai
To jedne z najdroższych kosmetyków, jakie kupiłam w Azji, ale zdecydowanie warte swojej ceny. Wyprodukowane w Chiang Mai, czyli w mieście, w którym mieszkaliśmy przez te 3 miesiące. W 93,6% składające się z naturalnych składników. Pięknie pachną i są naprawdę super! Krem do rąk o zapachu Cherry Blossom – to mój najlepszy krem do rąk ever. Ceny: krem ok. 25 zł (239 THB), pomadka ok. 5 zł (49 THB). Do kupienia w lepszych sklepach kosmetycznych, np. Watsons lub w Nimman One w Chiang Mai.
Krem do twarzy Olay Natural White
W Azji kobiety stawiają przede wszystkim na pielęgnację twarzy i ciała pod kątem wybielania. W sklepach znajdziecie mnóstwo wybielających produktów (nawet tych do opalania), ale o tym napiszę w kolejnym wpisie. Natomiast w tym chciałabym polecić Wam krem, który kupiłam w ostatni dzień pobytu, aby zabrać go ze sobą do samolotu. W samolocie suche powietrze mocno wysusza skórę (mowa oczywiście o tych ponad 10-godzinnych lotach), warto więc zabrać ze sobą na podkład krem. Próbka ze zdjęcia ma super rozmiar, świetną aplikację, a sam krem naprawdę super nawilża. Kosztował ok. 2-3 zł. Byłam zaskoczona, bo pierwszy raz nie musiałam co pół godziny nakładać kolejnych warstw kremu.
Perfumy Butterfly The Legacy Agarwood
Na koniec zostawiłam mój najlepszy, a przy tym bardzo nietypowy zakup – perfumy. Nigdy nie kupuję perfum na wyjazdach, to mój pierwszy raz, ale nie mogłam im się oprzeć. W wyżej wspomnianym Nimman One (mega stylowa galeria znajdująca się w pobliżu naszego mieszkania w Chiang Mai) mieści się pierwszy flagowy sklep marki. Przechodziłam tamtędy czasami dwa razy dziennie i kilkukrotnie od obsługi zachęcającej do odwiedzin sklepu otrzymałam karteczkę spryskaną tym zapachem. Totalnie straciłam dla niego głowę! To najcudowniejszy zapach, jaki kiedykolwiek miałam. Długo zastanawiałam się nad tym, czy powinnam go kupić – w domu mam mnóstwo perfum, a poza tym wiedziałam, że czeka nas jeszcze wiele lotów samolotem i chodzenia z ciężkim bagażem, więc nie chciałam sobie dokładać. Cóż… serce wygrało z rozumem! Perfumy wytwarzane są w Tajlandii według tradycyjnej receptury. Nie zawierają alkoholu jak klasyczne perfumy, zamiast tego mają ekstrahowany alkohol z trzciny cukrowej lub palmy cukrowej (prawdopodobnie, ale mogę się mylić, bo nie jestem specjalistą od składów perfum:D). Wyczytałam, że proces destylacji trwa od 6 do 12 miesięcy. Są wykonane na bazie oleju, więc należy je aplikować bardzo ostrożnie – raczej nie na ubrania. Zapakowane są w piękne, stylowe pudełko – moim zdaniem to idealny prezent dla kogoś bliskiego. Tu znajdziecie pełną ofertę sklepu wraz z cenami: Butterfly.
Jestem ciekawa, czy miałyście już do czynienia z kosmetykami z Tajlandii. A jeśli tak, to co o nich sądzicie? Może jest coś, co pominęłam, a koniecznie powinno się tu znaleźć? Koniecznie dajcie znać w komentarzach! :)
Buziaki!
24 comments
Wyglądają super! :)
I takie właśnie są! :))
Gdzieś słyszałam od kogoś o tym kremie do rąk. Inne produkty wyglądają równie ciekawie :)
Krem jest genialny. Żałuję, że już mi się skończył i nie zrobiłam zapasu… ;)
Interesujące są te pudry… Próbowałaś z nic robić z nich te maseczki? Jestem ciekawa, jakie mają właściwości.
Nie robiłam – skończyłam na używaniu ich jako klasyczne pudry na podkład. :P
super wpis
Bardzo dziękuję! <3
Wszystkie produkty wyglądają bardzo ciekawie. Z opisów, jak i ze zdjęć. Mają urocze opakowania, którym ciężko się oprzeć. ;)
To taka zaleta kosmetyków azjatyckich – wszystkie pięknie wyglądają. :)
Uwielbiam testować kosmetyki podczas moich podróży! Ja z kolei troszkę siedziałam w Korei Południowej i przetestowałam chyba więcej kosmetyków, niż zobaczyłam zabytków :D O perełkach, ale też i beznadziejnych kosmetykach i całym tym szale na kosmetyki koreańskie piszę u siebie na blogu
Pozdrawiam, Ania
Chętnie poczytam :)
hihi,ja przywiozłam z Azji praktycznie identyczne kosmetyki :D maski w płachcie są tam tak tanie,że aż żal było nie zrobić zapasu. mlecznych mam na szczęście jeszcze kilka sztuk :D składowo też tamte kosmetyki są dużo lepsze,niż u nas-naturalne i skuteczne.
jedyne,co nas nie dotknęło wcale to komary – bylismy 3 tygodnie na przełomie lutego i marca (Tajladnia/Kambodża/Singapur) i nie ugryzł nas naprawdę żaden. podczas poprzednich wizyt w Azji także. może one bardziej występują na północy,skoro Wy mieszkaliście w Chiang Mai? tam nas jeszcze nie było.
Nieźle! Aż nie mogę w to uwierzyć, bo komary mnie chyba za bardzo lubią. :D Byliśmy zarówno na północy, jak i na południu i wszędzie nad gryzły! :P
Ja niestety nie miałam okazji ich poznać :( a można je jakoś online kupić?
Myślę, że można poszukać na jakichś platformach sprzedażowych lub w sklepach z azjatycką pielęgnacją. :)
JeŚrem bardzo ciekawa maści tygrysiej., bo komary to dla mnie koszmar -_-
Czy po kosmetykach ze ślimaki nie zauważyłas przetly
Przetluszczania się skóry ?
Nie zauważyłam przetłuszczania – te kosmetyki nie są absolutnie tłuste! :) Natomiast maść podobno można kupić w Polsce, np. na allegro czy w sklepach z azjatyckimi kosmetykami. Świetnie chłodzi skórę po ugryzieniu.
O rany pisze z telefonu. Proszę o korektę ;)
:)
Dziekuje za informacje! Jestem właśnie w Tajlandii i wiem co kupie znajomym i rodzinie na prezenty!
Hej! Jestem właśnie w Tajlandii i kupilam instynktownie ten żel aloesowy :) maseczki też oglądałam i teraz już wiem, że warto je kupić. Dziękuję za ten wpis!
Hej, swietny post! Niedlugo bede w Tajlandii, gdzie mozna znalezc te pudry?
Bardzo ciekawy wpis i zachęcający! Ja ostatnio natrafiłam na kosmetyki z Tajlandii, które można kupić w Polsce (bo na wyjazd jeszcze zbieram :P) i też jestem bardzo z nich zadowolona.