Jest poniedziałek (12.03), godzina 15:14. Siedzę na leżaku, w stroju kąpielowym, popijam orzeźwiającą wodę kokosową i tworzę ten wpis. Nie skłamię, jeśli napiszę, że jestem w raju. Bo jeśli tak nie wygląda raj, to jak właściwie wygląda? Jest bardzo gorąco, choć temperatura w iPhonie pokazuje jedynie 28 stopni. Gdzie jestem i skąd się tu wzięłam? Już wszystko wyjaśniam. Zacznijmy jednak od początku…
Kierunek – Koh Rang
W poprzednim wpisie zrelacjonowałam Wam pierwsze 3 dni w Kambodży. Byliśmy w Siem Reap i zwiedziliśmy Angkor. Tutaj znajdziecie cały wpis: Co zobaczyć w Kambodży? Siep Reap, Angkor oraz mnóstwo praktycznych informacji dotyczących wizy, przejścia granicznego oraz waluty.
Nasz pobyt w Kambodży planowo trwał w sumie 10 dni. Co kilka dni przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce, zatem po 3 dniach spędzonych w Siep Reap ruszyliśmy dalej. Zanim dotarliśmy na wyspy, mieliśmy kilka pokręconych historii i to wyłącznie w ciągu jednego dnia! :)
Droga z lotniska do centrum miasta Sihanoukville
Najpierw samolot. Krótki lot do Sihanoukville. Następnie taxi dzielona z parą Francuzów. Dogadujemy się z kierowcą – 10 dolarów na parę, Francuzi wysiądą wcześniej, my jedziemy kawałek dalej w kierunku portu. W sumie czeka nas godzina drogi z lotniska do centrum miasta. Po 30 minutach korków, dziur na drogach, ciągłego hamowania i przyspieszania, dziewczyna obok zaczyna kiepsko się czuć. Modlę się, żeby to nie była choroba lokomocyjna (owszem, to jest choroba lokomocyjna), bo na samą myśl o tym zbiera mnie na to samo. Na szczęście dojeżdżamy spokojnie do centrum, Francuzi wysiadają. Miał być dworzec i podobno nie ma dworca. Francuzi oburzeni, kierowca zaczyna im coś tłumaczyć, pod autem już stoi jego kompan i czeka na turystów, by wskazać im drogę. Francuzi zdenerwowani. To chyba nie to miejsce, którego szukali, jednak płacą i odchodzą. “Zaczęło się” – myślę sobie, przypominając jednocześnie wyczytane na blogach rady dotyczącego tego, by w Kambodży być ostrożnym i uważnym.
Kierowca pyta po raz kolejny, dokąd ma nas zawieźć. Mat pokazuje mu po raz kolejny to samo miejsce na mapie. Nagle okazuje się, że to jednak dalej, niż nasz kierowca myślał, więc musimy dopłacić 4 dolary do kursu. Zgadzamy się i jedziemy dalej. Mamy mało czasu…
Problem z bankomatami w Kambodży
Wcześniej wyczytałam też, że jest mały problem z bankomatami – zazwyczaj nie ma możliwości wypłaty dużych kwot. Przekonujemy się o tym na własnej skórze, gdy w pięciu kolejnych bankomatach w Sihanoukville usiłujemy wypłacić pieniądze, bo na wyspie raczej nie będzie takiej możliwości. Próbujemy do skutku. Z 400 USD schodzimy do 350, 300, 250, 200 – nic z tego! Idziemy dalej w poszukiwaniu kolejnego bankomatu. Jest gorąco. Mamy ciężkie plecaki. Za 1,5 godziny powinniśmy być w porcie, bo o 16:30 odpływa ostatnia hotelowa łódka. Jesteśmy głodni, zmęczeni upałem i nieco zdenerwowani. Trafiamy do pierwszego klimatyzowanego bankomatu i… cud – działa! Wypłacamy pieniądze. Jedna sprawa załatwiona. Lecimy dalej!
Tip: Udając się na Koh Rong, zaopatrz się wcześniej w gotówkę (najlepiej w dużym mieście).
Zauważamy sklep spożywczy. Wchodzimy do środka. Bierzemy 2 małe wody mineralne, na produktach nie ma cen, ale wiemy, że w Kambodży średnia cena takiej wody to 0,30 USD za butelkę. Pani przy kasie prosi o 3 USD, czyli 5-krotnie więcej. Grzecznie dziękujemy i wychodzimy. Idziemy więc do kolejnego sklepu, gdzie ceny są podane na produktach. Po drodze zauważamy restaurację. Wchodzimy i zamawiamy dwa przypadkowe dania – bardzo zależy nam na czasie. Na szczęście, jedzenie jest całkiem smaczne. Jemy, wychodzimy i łapiemy tuk tuka, który zabiera nas do portu.
Wsiadamy do tuk tuka. Kierowca chyba nie do końca wie, do którego portu ma nas zawieźć (w mieście jest kilka) i jedzie w przeciwną stronę. Mat pokazuje mu, dokąd ma jechać. Jest jego pilotem, każe mu skręcać w lewo lub w prawo. Musimy dojechać do odpowiedniego miejsca, z którego startuje nasza łódź i dotrzeć na wyspę…
Tip: Zawsze miej przy sobie mapę i sprawdzaj na bieżąco swoją lokalizację. ;)
Co zobaczyć w Kambodży? Koh Rong
Docieramy do portu na czas. Uff! Wita nas młody chłopak z recepcji. Odbiera bagaż, ogarnia wszystkie kwestie związane z zameldowaniem w hotelu. Wsiadamy na speedboat’a i płyniemy na wyspę Koh Rong, a dokładniej do Sok San Village. Wszystko jest w idealnym porządku. Oddycham z ulgą!
Powoli dopływamy do brzegu. Co widzę? Cudowny zachód słońca. Turkusowa woda. Biały piasek. Turkusowe i białe parasole. Turkusowe ręczniki na białych leżakach. Zdecydowanie moje ulubione kolory… Chyba oszaleję ze szczęścia! Cały czas powtarzam “Jak tu pięknie!”. Warto było przemęczyć się ten jeden dzień dla takich widoków. Zwłaszcza, że spędzimy tu aż 4 dni! Nie mogę się doczekać następnego dnia. Pełnego słońca. Kąpieli w morzu. Wylegiwania się na leżakach i łapania promieni słonecznych.
Koh Rong to rajska wyspa w Kambodży, bardzo podobna do tych karaibskich. Życie toczy się tu swoim własnym rytmem… W Sok San Village w ciągu dnia miejscowi pracują, łowią ryby i prowadzą swoje biznesy (wszystkie związane z turystyką, tj. restauracje, małe sklepiki, pralnie, transporty na drugi kraniec wyspy czy wypożyczalnia kajaków). Wszystkie lokale są czynne maksymalnie do godziny 22, natomiast później wyspa zapada w sen. Jest cicho i spokojnie. Nie ma tu infrastruktury, więc raczej ciężko byłoby przejść pieszo lub przejechać skuterem do miasta położonego po drugiej stronie wyspy, a transport do innej miejscowości łodzią jest stosunkowo drogi. Przypływając tutaj jesteś z góry “skazany” na pobyt w jednym miejscu, ale to właśnie sprawia, że prawdziwie wypoczywasz, niczym się nie przejmujesz, korzystasz z uroków miejsca, w którym jesteś. Z bardzo pięknego miejsca! :)
Co robić na Koh Rong?
Odpoczywać, opalać się, pływać, ładować baterie! To właśnie robiłam przez te 4 dni w raju. Oczywiście, każdego dnia pracowałam, ale czy można nazwać pracą cokolwiek, co robi się na plaży? ;)
I oczywiście pić wodę kokosową! Bardzo dużo pysznej wody kokosowej! <3
W ofercie resortu, w którym spaliśmy, było wieczorne oglądanie świecącego planktonu. Niestety, akurat w dniach, w którym byliśmy na wyspie, plankton nie był dostrzegalny (chyba jest to zależne od księżyca, ale nie jestem pewna). Skorzystaliśmy więc z wypożyczalni kajaków i wybraliśmy się na 3-godzinną wycieczkę w okolicach wyspy.
Krystalicznie czysta woda, baaaaardzo ciepła… Delikatny biały piasek… Błękitne niebo – czego chcieć więcej?
I te cudowne zachody słońca…
Gdzie spaliśmy na Koh Rong?
Spaliśmy w jednym z najpiękniejszych miejsc, w jakim kiedykolwiek byłam, czyli Sok San Beach Resort. Nie był to resort luksusowy, w którym nie wiesz, co do czego służy. Wręcz przeciwnie – był normalny, przyjazny turystom, miał świetny klimat. Ciekawostką jest, że został wybudowany specjalnie dla ekipy filmowej, ponieważ właśnie tu kręcono odcinki programu Survival, a dopiero później przekształcony w resort. Na szczęście, przetrwanie tam nie było wcale skomplikowane! ;)
Spaliśmy w bungalowie, mieliśmy dwa ogromne pokoje i świetną klimatyzację. Domek był szczelny (co jest bardzo istotne na wyspie), robaki nas nie odwiedzały i – co dziwne – komary na wyspie prawie wcale nie gryzły. W Sok San Village raczej nie ma dostępu do Internetu – na szczęście w naszym resorcie był, ale taki, który miał swoje lepsze i gorsze godziny.
W nocy, gdy zasypialiśmy, każdego dnia padał deszcz. Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię spać, gdy pada – czuję się wtedy jak w domu. Może dlatego, że swój pokój zawsze miałam na poddaszu. :D
Przy hotelu była restauracja, w której jedliśmy codziennie pyszne śniadania, natomiast wieczorami wybieraliśmy się tam na kolację. Posiłki były zarówno khmerskie, jak i mocno europejskie, więc nieco odpoczęłam od azjatyckiej kuchni. To właśnie na wyspie zjadłam pierwszą pizzę od ponad miesiąca czy pierwszego burgera… Warto było! :D
Skoro jesteśmy przy jedzeniu, nie byłabym sobą, gdybym nie poleciła Wam włoskiej restauracji o wdzięcznej nazwie Eat Pray Love. Przepyszne jedzenie, świetny klimat – czułam się jakbym przez chwilę była we Włoszech! (zainteresowanym polecam powiększyć zdjęcie)
Sukienka w kwiaty
Ostatniego dnia udaliśmy się na długi spacer wzdłuż brzegu wyspy… Planowałam zrobić mnóstwo zdjęć stylizacji, natomiast słońce nieco pokrzyżowało moje plany. Jak na złość cały czas chowało się za chmury, po czym wyszło i… zaczęło chować się za górą! Na szczęście, udało się zrobić kilka ujęć, którymi chętnie się z Wami podzielę! Oto one… :)
sukienka w kwiaty – Greenpoint
Po czterech dniach ruszyliśmy dalej – opaleni, wypoczęci i zadowoleni. Wyspa Koh Rong trafiła na listę miejsc, do których chętnie w przyszłości wrócę. To naprawdę rajskie miejsce i każdemu szczerze polecam o nią zahaczyć, gdy będziecie w Kambodży! :)
Buziaki!
10 comments
Kolejne, piękne zdjęcia i ciekawa lektura. :) Sukienka również ekstra!
Monika, dziękuję! <3
Czy w wolnej chwili podalabys link do strony z sukienką? Nie mogę jej znaleźć :) z góry dziękuję!
Kochana, obserwuj proszę na bieżąco stronę Greenpoint – sukienka dopiero pojawi się w ofercie. :)
Piękne zdjęcia! Takiej wody jeszcze nie nie widziałam :)
Zazdroszczę takiego wyjazdu. Zdjęcia piękne. :)
Miejsce do pracy masz boskie! Ale Ci zazdroszcze :)
Przepiękne widoki, aż nie można się napatrzeć… :)
Cudownie to wszystko wygląda!
Słyszałam od wielu osób, że Angkor Wat to zdecydowanie najbardziej niesamowite miejsce, w którym byli. Potwierdzasz? :) Ja wróciłam niedawno z Japonii, a już mnie nosi! Ah te podróże…:)
Pozdrawiam, Ania
super wpis