Hej Kochani! :)
Dzisiaj mam dla Was jeden z ważniejszych dla mnie wpisów i zdecydowanie najdłuższy w historii. 6 lat prowadzenia bloga za mną. Pora na podsumowania i wyciągnięcie wniosków. Wróćmy jednak do początków…
Jak to się zaczęło?
Zaczęło się zupełnie niewinnie. Najpierw dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak portal Stylio.pl – wtedy dopiero raczkował i bardzo intensywnie reklamował się w prasie. Nie sposób było nie zauważyć reklam w każdej gazecie, która wpadła mi w ręce. Później dowiedziałam się, że moje dwie koleżanki założyły tam konta. Postanowiłam zrobić to samo. Byłam w 3 klasie liceum, miałam 18, może 19 lat, co oznacza, że moja 7 lat młodsza siostra miała wtedy 11-12 i regularnie wykorzystywałam ją do robienia zdjęć na tle mojej przepięknej niebieskiej ściany z naklejkami-motylkami, które to wtedy były mega hitem!
Po krótkim czasie okazało się, że moje stylówki podobają się innym. Dziewczyny ze Stylio namawiały mnie w komentarzach, żebym założyła bloga, a mnie długo namawiać nigdy nie trzeba. Założyłam. W ten sposób 5.12.2010 roku opublikowałam swój pierwszy oficjalny wpis na blogu. Nazwałam go www.Plaamkaa.pl.
Dlaczego Plaamkaa?
Bo mam heterochromię, czyli najfajniejszą wadę genetyczną, jaka tylko mogła mi się przydarzyć. To plamka w oku, mój znak rozpoznawczy. Właśnie dlatego Plamka. Nie dlatego, że używam odplamiaczy czy też wręcz przeciwnie – stronię od nich. Nic z tych rzeczy!
Jak to się toczyło?
Pochłonął mnie blog. Wykorzystywałam każdą wolną chwilę, by pisać i robić zdjęcia! Po maturze przeprowadziłam się do Krakowa i zaczęłam studiować administrację. Kolegom z roku niekoniecznie podobało się moje hobby, byłam wyśmiewana za plecami, ale who cares? Na przestrzeni 2 lat wzięłam udział w tylu konkursach, że nie sposób ich zliczyć. Czy wygrywałam? Oczywiście! Czasami nagrody główne, czasami nagrody pocieszenia, ale nieskromnie powiem, że szło mi całkiem nieźle i byłam bardzo zadowolona.
Konkursy
Moje stylizacje pojawiły się w Elle w cyklu „Zostań TrendettELLEką!”, byłam jedną z laureatek „Konkursu inStylizacji” InStyle, wygrałam Konkurs na Najlepszą Blogerkę Modową Podkarpacia, „Bój o strój” CH Bonarka Kraków i wiele innych.
Muszę jednak przyznać, że najważniejszym konkursem, który jakimś cudem wygrałam, był konkurs organizowany przez DeeZee i Monikę Jurczyk (Osa Osobista Stylistka) “Zostań stylistką z Akademią Wizerunku Osy”. To moja najcenniejsza nagroda, jaką wygrałam – dwudniowe szkolenie ze stylizacji, na które wtedy nie mogłabym sobie sama pozwolić. Doskonale pamiętam dzień, w którym zadzwoniła moja siostra i oznajmiła mi, że wyniki są już ogłoszone, a ja WYGRAŁAM! Zwariowałam ze szczęścia. To szkolenie było impulsem, który pchnął mnie w stylizację, pokazał co mnie kręci, co lubię robić, w czym jestem dobra.
A co z uczelnią?
Jednocześnie zawalałam uczelnię. Ja, największy kujon świata, nie radziłam sobie z Administracją na Uniwersytecie Jagiellońskim. Owszem, były przedmioty, które sama sobie dobierałam (te bardziej matematyczne), w których byłam naprawdę dobra, jednak każdy obowiązkowy przedmiot humanistyczny był dla mnie nie lada wyzwaniem. Przypuszczam, że już po pierwszym roku studiów wiedziałam, że ten kierunek to porażka i zupełnie do mnie nie pasuje, ale jestem pragmatyczna i ułożona – skoro coś zaczęłam, muszę to skończyć, nie przerwać w trakcie. Więc brnęłam w studia, naukę i egzaminy poprawkowe. Zapomniałam czym są ferie, bo przecież sesja. Coraz bardziej nie lubiłam chodzić na uczelnię, wolałam w tym czasie pracować nad blogiem. W tamtym momencie uczelnia okradała mnie z czasu i dobrego humoru, a blog dodawał mi skrzydeł, uśmiechu i energii.
Pierwsze współprace z firmami
Na blogu szło mi całkiem nieźle. Zostałam zauważona przez firmy i rozpoczęłam swoje pierwsze współprace, oczywiście barterowe. Po jakimś czasie otrzymałam zaproszenie od marki Stradivarius na sesję zdjęciową promującą w świadomości Polek wizerunek marki – był to wstęp do otwarcia sklepu online. Byłam zachwycona!
Później był event Nivea, wyjazd do Poznania i ja na okładce. Szczęście milion!
Podejmowałam się też współprac płatnych, co w tamtym czasie było czymś niespotykanym. Za swoje pierwsze zarobione na blogu pieniądze kupiłam zegarek w Parfois, który nosiłam tak długo, aż zszedł z niego jakikolwiek kolor. Byłam taka dumna, gdy szłam do sklepu go kupić, wyobraźcie sobie!
Kolejna duża współpraca: Gillette i akcja z bodajże 3 wybranymi blogerkami (ja, Deynn i Styloly) polegająca na pokazywaniu nóg w modnych stylizacjach 3 dni pod rząd. Wszystko było ustalone, terminy zdjęć zaplanowane, gdy nagle okazało się, że zmieniamy daty w umowie, deadline był na wczoraj, a my musimy jak najszybciej przygotować zdjęcia. Zamiast uczyć się do sesji, wybrałam bloga. Żyłam tą akcją, cieszyłam się, bardzo mi zależało i starałam się dać z siebie wszystko do tego stopnia, że w ostatni dzień popłakałam się w trakcie zdjęć, bo słońce zachodziło, a ja chciałam jeszcze robić foty! :P
Artystyczna Alternatywa
W moim życiu chyba nic nie dzieje się przez przypadek. Dzięki kampanii Gilette mogłam pozwolić sobie na rozpoczęcie nauki w Artystycznej Alternatywie na kierunku Kreowanie wizerunku i stylizacja. Mój nawyk bycia kujonem i wielkie ambicje powróciły! Nie chciałam być przeciętna czy byle jaka – chciałam być w grupie najlepszych i robiłam wszystko co w mojej mocy, by tak się stało. 3 nieprzespane noce i tworzenie sukni ślubnej z bibuły? Bardzo proszę! Klejenie sukienki z plastikowych łyżeczek? Kolejne 3 nieprzespane noce, by móc powiedzieć sobie, że warto było. Pierwszy rok zaliczony, dyplom obroniony na stopień celujący. Padła decyzja o tym, że zaczynam drugi rok.
Pierwsza praca?
W międzyczasie w maju przeprowadzka do mieszkania, w którym mieszkam już trzeci rok, i mail, który odmienił całe moje dotychczasowe życie.
Wiadomość od mojej aktualnej szefowej – Dominiki Żak. :) Pamiętam swoją reakcję, radość, emocje, podekscytowanie. Byłam pewna, że otrzymam swoje pierwsze zlecenie! Że będę mogła stylizować sesję! I to w dodatku DeeZee! WOW! Jechałam tam z duszą na ramieniu. Na miejscu okazało się, że wcale nie chodzi o żadną sesję. Chodzi o coś dużo bardziej poważnego – moją pierwszą oficjalną pracę. W DeeZee! OMG!
Wyszłam z biura i natychmiast zadzwoniłam do Mamy. “Mamo, otrzymałam propozycję pracy. Bo prowadzę bloga! Wyobrażasz to sobie????”
Nie do końca było tak kolorowo. Jak każdy, musiałam przejść drogę rekrutacji. Otrzymałam sporo zadań testowych do wykonania. Byłam w trakcie przeprowadzki. Był poniedziałek. Do 5 rano ogarniałam meble w mieszkaniu. Pod koniec pracy przypomniałam sobie, że do 8 miałam przygotować zadania testowe. Wzięłam się do pracy, choć byłam totalnie zmęczona. Zrobiłam wszystkie i poszłam spać. Obudziłam się w południe, zajrzałam do skrzynki mailowej. Czekała na mnie wiadomość, że DOSTAŁAM TĘ PRACĘ!!!!!!!!!!!!!!!!! Zaczęłam 12.05.2014r. i zostałam tam do dzisiaj.
Na czym polega moja praca?
Wtedy w maju zajmowałam się wyłącznie prowadzeniem profilu firmowego na Facebooku. Byłam nieco przerażona, a Facebook pochłaniał równe 8 godzin mojej pracy. Żyłam tym. Wracałam do mieszkania i nadal chciałam pracować. Moi rodzice co tydzień słuchali opowieści z pracy, a ja z wypiekami na twarzy starałam się przekazać im jak najwięcej. Byłam z siebie taka dumna!
Buty, buty, buty…
Wracając do tego, że w moim życiu nic nie dzieje się przez przypadek, muszę Wam powiedzieć, że odkąd pamiętam, mam do czynienia z branżą obuwniczą. Na wakacjach dorabiałam sobie u taty w firmie. Pakowałam paczki do wysyłki, wprowadzałam produkty do sklepu itp. Zawsze pokazywałam mu z siostrą DeeZee jako wzór – my chcemy takie buty, prosimy, przywieź nam takie. Weźmiemy dla siebie 2 pary, resztę sprzedasz. Robiłyśmy interesy życia i już w 2009 roku marzyłyśmy o butach a’la Balmain.
Wracając do pracy…
Aktualnie w DeeZee zajmuję się szeroko pojętym marketingiem. Współpracuję z redakcjami modowymi, stylistami, gwiazdami, blogerami. Zajmuję się crosspromocją. Załatwiam bilety do kina na pokazy przedpremierowe dla całej firmy i możliwość wzięcia udziału w Gali Finałowej Top Model. Kontroluję treści na FB i IG, choć te kanały jakiś czas temu przejęła moja prawa ręka – Paula, bez której nie wyobrażam sobie pracy. Kiedyś marzyłam o tym, by pracować w social mediach, jednak czułam, że jestem niewystarczająco doświadczona. Rozmyślałam nad bezpłatnym stażem w agencji reklamowej, ale nigdy nie mogłam znaleźć czasu, by napisać list motywacyjny. Praca spadła mi niczym gwiazdka z nieba i jest spełnieniem moich wyobrażeń o pracy idealnej! Wiadomo, nie zawsze jest kolorowo, są terminy, umowy, problemy, ale z każdego z nich wychodzę obronną ręką. Bardzo lubię swoją pracę i spełniam się w niej każdego dnia – nawet, jeśli ślęczę cały dzień przed komputerem! :)
Co ze studiami?
Przedłużałam terminy, płaciłam co roku 500 zł, by oddalić w czasie egzaminy. Zupełnie oddaliłam się od uczelni, to już nie mój świat. Czerwcowe egzaminy przesunęłam na wrzesień. W sierpniu wyjechałam na wakacje na Kretę i dopiero tam znalazłam chwilę, by wszystko sobie przemyśleć. Wiecie jak to jest? Dopiero w podróży nabieramy dystansu i możemy podejmować bardziej obiektywne decyzje, aniżeli w naszym stałym środowisku. Ja zdecydowałam, że nie wrócę na uczelnię. Że szkoda mi mojego czasu. Szkoda moich nerwów. Nie chcę się uczyć do egzaminu, z którym mam problem od kilku lat. I to nie ze względu na lenistwo, a głównie ze względu na ogromną niechęć jaką żywię do nauki związanej z administracją.
Gdy w Artystycznej Alternatywie mówiłam komukolwiek, że studiuję Administrację na UJ, nikt mi nie wierzył, dopóki nie wyciągałam legitymacji. Nowo poznane osoby twierdziły, że tego typu studia do mnie nie pasują. Że jestem zbyt żywa na to, by pracować w urzędzie. Muszę przyznać im rację… Pewnie zamęczyłabym się na śmierć! Kocham pracę, która wymaga ode mnie kreatywności. Nie lubię marazmu i powtarzania każdego dnia tych samych czynności.
Wróciłam z wakacji, poinformowałam rodziców o mojej decyzji. Mama zrozumiała, tata też musiał, choć starałam się unikać tego tematu w rozmowach z nim. :D Po co ma się martwić, że jego najstarsza córka nie skończyła studiów.
Zamiast studiów, mam coś więcej: doświadczenie, wiedzę i pasję. Dla mnie to dużo cenniejsze, bo mogę realizować się w swojej pracy każdego dnia. Mogę robić to, co naprawdę kocham. Niedawno byłam po raz pierwszy prelegentem na konferencji marketingowej InCommerce… i wiecie co? Wyszłam na scenę przerażona, a po prezentacji już totalnie zachwycona! Przełamałam swoje bariery związane z publicznymi wystąpieniami, zapragnęłam więcej! Tuż po moim wystąpieniu otrzymałam propozycję kolejnej prelekcji. W lutym znowu stanę na scenie i podzielę się z innymi swoją wiedzą. Już nie mogę się doczekać! :)
A co z blogiem?
Jak widzicie, praca to moje całe życie. Blog oczywiście też, ale praca to obowiązek. Wstaję o 6:30, stoję w korku, jestem w pracy, załatwiam coś na mieście, wracam, robi się 23, a ja zdaję sobie sprawę, że czas iść spać. I że znowu nie zrobiłam żadnego nowego wpisu. Że zawalam po całości. Więc nad blogiem zaczynam pracować w weekendy i w każdej możliwie wolnej chwili. Robię co mogę, by regularnie pojawiały się tu wpisy, które Was zaciekawią. Staram się dodawać posty najczęściej jak się tylko da, jednak musicie zrozumieć, że nie jestem robotem, jestem tylko człowiekiem i jak każdy mam czasami ochotę robić nic… Więc to robię. :D Wtedy właśnie nie pojawiają się wpisy na blogu. Do momentu, w którym nie napisze do mnie mama, że na blogu pustki. Robi mi się trochę głupio, więc biorę się w garść i piszę. :)))
Blogerka?
Obawiam się, że nie jestem stereotypową blogerką. Nie jem na śniadanie croissantów, raczej nie popijam do nich szampana, nie spędzam każdej wolnej chwili na siłowni, nie noszę ubrań tylko raz, nie chodzę non stop na zabiegi upiększające, a na dobranoc nie robię sobie pięknych zdjęć #nomakeup – niekiedy jestem tak zmęczona, że padam na twarz i nawet nie pamiętam, w którym momencie. Ogólnie robię mało zdjęć jak na blogerkę przystało i nie dokumentuję wszystkich ważnych momentów, bo z wrażenia o tym zapominam. Jestem bardzo zakręcona, ale ogarniam wszystko co trzeba, bo kocham kontrolę, ład i porządek. Jestem zadaniowcem i całe życie wykreślam coś z listy “TO DO”. Od poniedziałku do piątku pracuję od 8 do 16. W dni robocze wstaję (a tak serio – zwlekam się) z łóżka o 6:30. W soboty i niedziele wręcz przeciwnie – budzę się o 12 (w porywach do 13-14) i w niedzielę wieczorem zastanawiam się z chłopakiem jak to się stało, że weekend tak szybko nam minął. Codziennie rano stoję w cholernym korku i bezczelnie trąbię na ludzi, którzy natychmiast po zapaleniu zielonego światła nie ruszają z miejsca. Przeklinam. Czasami aż nazbyt. Nie lubię patetycznego tonu i filozofowania. Wolę zacząć działać, zamiast zastanawiać się jak coś zrobić. Stawiam praktykę nad teorię. Nie jestem co miesiąc na innym kontynencie, ale marzę w głębi serca, by kiedyś intensywnie eksplorować świat. Marzy mi się dłuższy pobyt w Australii albo na Teneryfie – sama ze sobą stale nie mogę dogadać się w tej kwestii, z chłopakiem też. :P Wiem jedno – na pewno chciałabym pracować z inspirującymi ludźmi, zachwycać się każdym porankiem, otaczającą mnie przyrodą, fotografować wszystkie piękne miejsce, jakie znajdę na swojej drodze, by później się nimi z Wami dzielić. Mam nadzieję, że będzie mi to dane. :)
Bardzo dziękuję, jeśli dotrwaliście do końca! ♥
Buziaki! ♥
A na koniec kilka mega starych stylówek… :D
18 comments
Nie napisałaś czy ktoś pomaga Ci w prowadzeniu bloga ;) kto robi zdjecia? Czy to jedna osoba czy wiele :) i jakie plany na przyszłość ? :D
Teraz zdjęcia robi mi chłopak – wszystkie są podpisane. Natomiast obrabiam je ja lub Amelka, która wcześniej była odpowiedzialna za zdjęcia. Całą resztą zajmuję się oczywiście ja. :))
A na przyszłość? Na razie nie planuję nic zmieniać, ale co będzie – czas pokaże. :)
Jestem z Tobą od samego początku, a tak na prawdę zakochałam się w twoich rajstopach w usta i też zapragnęłam takie mieć.. oj kiedy to bylo. Jednakże cieszę się rozwojem Twojej kariery i życzę dalszych sukcesów??
Hahaha! Rajstopy w usta – to były czasy! :D Baaardzo mi miło, że mam tutaj takie osoby jak Ty. Dziękuję! ♥
A ja trafiłam na Twojego bloga studiując… administrację na Ujocie ;D już kilka ładnych lat temu ;) czasami miło wejść na bloga, w którym można znaleźć stylizację na kieszeń przeciętnego człowieka ;p i czymś się zainspirować :) powodzenia w dalszej pracy i spełnianiu marzeń! ;)
Ja też praktycznie od początku śledzę bloga, choć nie zawsze na bieżąco, czasu brakuje ;) Życzę dalszych sukcesów i oby dalej szło tak dobrze :) spełniaj marzenia, realizuj swoje pomysły i rób to co kochasz, bo kiedy jak nie teraz ;) pozdrawiam i 3mam kciuki!
Wow!!! Świetny wpis z którym się utożsamiam! Sama przeszłam podobną drogę kiedy to zaczęłam studiować prawo (po rozważaniach prawo-architektura), a na trzecim roku uczyłam się przepisów na budowie(!). Przerwałam studia, odczekałam i przeszłam na inżynierkę, po pierwszym roku założyłam swoje studio projektowe i to była najlepsza decyzja w moim życiu, pomimo szoku wszystkich z mojego środowiska, taki zwrot o 180 stopni, który był strzałem w 10! Życzę realizacji i powodzenia!
Rajstopy w usta najlepsze! ;DDD
Gratuluję sukcesów! “*
Super pomysł z tym podsumowaniem! :)
http://www.evdaily.blogspot.com
Także pamiętam Twój początek na blogu ♥ Trafiłam na Ciebie dzięki przyjaciółce i do tej pory wiernie Cię odwiedzam :)
jejciuu! dopiero takie wpisy uświadamiają mi jak ten czas szybko leci. pamiętam Cię właśnie jeszcze za czasów stylio – nie możliwe, że to już 6 lat. tęsknie za czasami bez fejsa kiedy to wchodziłam na bloga pare razy na dzień i sprawdzałam, czy nie ma już przypadkiem nowego posta :D . cieszę się bardzo, że tak fajnie Ci się układa i w końcu robisz to co lubisz, bo o to właśnie chodzi w życiu a tylko nieliczni mają takie szczęście! powodzenia i trzymam kciuki za dalsze sukcesy, pozdrawiam cieplutko!
Bardzo fajnie i ciekawie napisane :) Życzę dalszych sukcesów i w pracy i na blogu :)
Gingerheadlife.blogspot.com
Bardzo miło czytało się ten wpis. Jestem pod wrażeniem. Cieszę się, że wytrwałaś w tym wszystkim i robisz to, co naprawdę kochasz! Wszystkiego dobrego, życzę dalszych sukcesów! :) Tak mi się właśnie przypomniało, że zaczęłam czytać Twojego bloga przed akcją Nivea. :) Ale to zleciało!
ah te stare stylówki – piękne czasy rajstopy, spódnice i koturny! :P ps. ja też zaczynałam od stylio <3
Jakbym czytała swoją historię :)
Chociaż ja skończyłam administrację, a później nawet BHP.
To jednak nie dla mnie!
Teraz również pracuję jako specjalista od mediów społecznościowych w dość dużym sklepie internetowym oraz jako osobista stylistka.
Spełniam się zawodowo!
O to w życiu chodzi :)
Pozdrawiam
Przeczytałam na jednym wdechu!<3 To jest pasja, jestem pod wrażeniem:))
Asiu, rób swoje i bądź szczęśliwa! Pasja pcha nas do przodu,a my mimo przeciwności wiemy,że idziemy w dobrą stronę – Ty jesteś tego najlepszym przykładem. Trzymam kciuki za Ciebie i życzę wszystkiego, co najlepsze! :)
Na instagramie obserwuję Cię odkąd go posiadam, czyli mniej więcej rok. Na bloga zajrzałam dopiero parę dni temu i nadrabiam zaległości. Wiem już, że będę tu zaglądać przy każdym nowym wpisie. Fajnie było poznać Twoją historię. Dzięki temu, że sama doszłaś do tego wszystkiego jeszcze bardziej Cię polubiłam. Bardzo podoba mi się to, że Twoje stylizacje pochodzą m.in. z sieciówek typu H&M, Reserved. Sprawia to, że jesteś zwyczajną, życiową dziewczyną taką jak ja i mogę inspirować się Tobą :)
Ps. Też studiowałam administrację, właśnie odbywam staż w urzędzie i czytając Twojego bloga zastanawiam się czy tego właśnie chciałam… Może nie jestem taka kreatywna i przebojowa jak Ty, ale chyba marzy mi się ciekawsza praca. Niestety na moich terenach, w małej mieścinie takiej nie znajdę. Poczytam Twojego bloga i pomarzę sobie :P
Ps2. Zyskałaś nową czytelniczkę, super blog, oby tak dalej! I gratuluję sukcesu :)